26 czerwca 2016

30 czerwca Arek Peisert o obywatelskości i cywilizowaniu

Na ostatnim przed wakacjami naukowym spotkaniu socjologów IFSiD, które odbędzie się w czwartek 30 czerwca o godzinie 12 w sali D503 WS UG 
dr Arkadiusz Peisert przedstawi rezultaty swoich badań nad stanem polskiej demokracji inspirowanych teorią cywilizowania Norberta Eliasa.
Serdecznie zapraszamy do udziału!
W rozwinięciu można znaleźć tekst Arka, który będzie podstawą dyskusji.



Ucywilizowanie jako warunek partycypacji.
Dlaczego cywilizowanie?
Wiele już prac powstało na temat niedojrzałości polskiej demokracji.  W tym kontekście popularne jest wskazywanie zapóźnienia cywilizacyjnego jako przyczyny trudności w budowaniu demokratycznego ładu.  Owo zapóźnienie wyraża się poprzez słabość infrastruktury technicznej, transportowej, przemysłowej, komunikacyjnej.  W pewnej mierze wynika ona także po prostu ze zniszczeń obu wojen.  Po drugie, w kontekście zapóźnienia wskazuje się ogólnie niższy poziom zamożności społeczeństwa. 
Współwystępuje z tym często, jeśli chodzi o Europę Środkową, dość duży wskaźnik nierówności, który również kojarzony jest z cywilizacyjnym zapóźnieniem.  Poza tym w przypadku Polski można mówić o braku w ostatnich 200 latach rodzimej klasy kapitalistów (kapitaliści byli, ale głownie obcego pochodzenia i do chwili obecnej albo wyemigrowali, albo zostali pozbawieni majątków, albo ulegli pauperyzacji, albo asymilacji, albo te 3 procesy wystąpiły jednocześnie).  W każdym razie już początki rozwoju przemysłu, jak wskazuje Jedlicki, ubolewając z tego powodu, stymulowane były przez państwo – przez urzędników doby stanisławowskiego ożywienia, potem także poprzez krótki okres napoleoński,  Królestwa Kongresowego.  Ośrodki przemysłu miały charakter wyspowy, a inicjatywy cywilizacyjne, w których w rozwoju przemysłu widziano motor rozwoju cywilizacyjnego, o których pisze Jerzy Jedlicki, charakter jednorazowych, incydentalnych zrywów lub były dziełem przeważnie osamotnionych w swoich wizjach i działaniach jednostek, jak np. Staszic, Drucki-Lubecki.  Klasa „przemysłowców” „burżuazji” zainteresowanej jako tako rozwojem ziem polskich pojawia się głównie w Warszawie w drugiej połowie XIX w.  Nieliczne, choć okresowo prężne ośrodki przemysłowe, takie jak Łódź, Warszawa, Białystok, Sosnowiec, Płock skupiają coraz liczniejszą rzeszę robotników, klasy robotniczej.  Miasta te jednak nie stanowią, może z wyjątkiem Warszawy, wystarczającej bazy do kształtowania się MIESZCZAŃSTWA, w takim sensie, i reprezentującego etos podobny do mieszczaństwa angielskiego, czy, może tu są pewnie podobieństwa, francuskiego.  Mieszczaństwo epoki przedprzemysłowej było stosunkowo nieliczne, częściowo odrębne etnicznie (choć wystąpiły pewne procesy asymilacji, o czym świadczy liczna rzesza Polaków o niepolskim nazwisku).  W tym zakresie oczywiście najbardziej wyróżniało się mieszczaństwo nielicznych miast Pomorza czy Prus Królewskich, które częściowo przyjmowało i kultywowało etos mieszczański, już to za pośrednictwem religii protestanckiej (różnych odmian – luteranizm, menonici, in.), już to dzięki licznym kontaktom handlowym, a co za tym idzie, kulturalnym.  Jednakże Gdańsk, ew. także Elbląg, Toruń, i kilka mniejszych miast, były raczej enklawami silnie odcinającymi się do końca XVIII w. od dominującej społecznej struktury szlachecko, folwarcznej czy szlacheckiej.  Jak wiadomo, mieszczanie nie mieli do czasów Sejmu Czteroletniego, żadnych praw politycznych wykraczających poza samorząd miejski (choć w tym zakresie nie różnili się oni od mieszczan francuskich).  Po rozbiorach i epopei napoleońskiej znaczenia tych miast spadło, samorząd został bardzo ograniczony.  Krótko mówiąc, jeżeli gdzieś przetrwał lokalny, rdzenny etos mieszczański, to ma on charakter marginalny, reliktowy.  Warstwa mieszczan u progu procesów modernizacyjnych była na tyle nieliczna, oraz doświadczała skutków wojen, wahań gospodarczych, skutków konkurencji gospodarczy silniejszych centrów szczególnie mocarstw zaborczych (przemysł czeski, niemiecki), że trudno mówić o kulturowym czy też cywilizacyjnym wkładzie polskiego mieszczaństwa w odnawianie czy kształtowanie współcześnie społeczeństwa obywatelskiego.  Takie możliwości rysują się jedynie w przypadku lokalnych społeczności Wielkopolski,  względnie Pomorza, Kujaw, Górnego Śląska, Małopolski, ale trzeba być bardzo ostrożnym w szukaniu wyjaśnień w ciągłości etosu mieszczańskiego. 
Inna sprawa, że etos ten, w wydaniu polskim, mógł i może mieć bardzo specyficzny charakter, wynikający z niszowej w gruncie rzeczy działalności polskich rzemieślników, którzy swoje przetrwanie zawdzięczać mogli jedynie słabszej penetracji towarów przemysłowych, wytwarzanych w odległych centrach gospodarczych.  Innymi słowy, myśląc o „klasie średniej” z pewnością należy radykalnie obniżyć wymagania materialne.  Niewykluczone bowiem, że w ten sposób uchwycimy całe pokolenia drobnych self-made-manów, drobnomieszczan z trudem wiążących koniec z końcem. 
Ucywilizowanie jest w moim wydaniu próbą skonceptualizowania w sposób jak sądzę bardziej adekwatny braku istotnego komponentu demokracji w Polsce, a zapewne także w wielu, jeśli nie wszystkich krajach Europy środkowo-Wschodniej, czy też może krajów RWPG.  Można by dowodzić, jak czyni to Elias, że jest to uniwersalny proces, albo inaczej – proces, który mógł wydarzyć się wszędzie.  Innymi słowy, wiele braków demokracji, związanych z szeroko rozumianym „czynnikiem ludzkim”, „mentalnym”, „kulturowym” czy też „cywilizacyjnym” wynika z „niedostatku” ucywilizowania.  Od razu zastrzeżenie – trzeba tu bardzo wyraźnie podkreślić, że w swoim ujęciu uciekał będę od wartościowania, jakie często było udziałem wielu moich znakomitych poprzedników.  Będę twierdził, że są społeczności bardziej i mniej cywilizowane, ale nie jest to sformułowanie ocenne, choć uzus w języku polskim bardzo silnie nasyca to słowo wartościowaniem. W moim ujęciu to proces, który należy ujmować jako zmienną niezależną.  W tym zakresie chcę w zasadzie podążać tropem Eliasa.  Proces ucywilizowania bowiem w jego ujęciu ma, by sprowadzić rzecz do prostego schematu, dwa końce.  Z jednej strony jest oczywiście gromadzeniem doświadczeń, praktyk, nawyków, postaw służących opanowywaniu natury nie tylko na zewnątrz, ale także tej umiejscowionej we wnętrzu jednostek.  Z drugiej strony bowiem, w ujęciu Eliasa, jest to proces bardzo złożony i „najeżony”, by znów użyć kolokwializmu, trudnościami.  Podstawowe ryzyko, jak się wydaje i jak wynika z lektury Eliasa, leży w nieharmonijnym rozwoju aspektów ludzkiego życia, ludzkiego habitusu.  Chodzi tu przede wszystkim o zachowaniu równowagi między kształtującymi się wymogami dotyczącymi zachowań oraz jednostkowym, indywidualnym „id”.  Proces cywilizowania, jak go niegdyś rozumiano  i wciąż się potocznie postrzega, wiązał się z rozszerzaniem się sfery porządku, dyscypliny, pacyfikowania popędów, uładzania form komunikacji i godzenia ze sobą interesów poszczególnych elementów struktury społecznej.  Tymczasem, jak Elias wskazuje na końcu swojej książki O procesie cywilizowania, zakończony sukcesem proces cywilizowania to osiągniecie stanu daleko posuniętego okiełznania natury wewnętrznej i zewnętrznej przy zachowaniu indywidualnego komfortu i skutecznemu rozładowywaniu czy unikaniu narastania napięć.
Podejmując zagadnienie cywilizowania podejmuje się ryzyko popadnięcia w gąszcz licznych prób opisu istoty cywilizacji, których liczbę przewyższa chyba tylko liczba definicji kultury . Nie jest naszym zadaniem w tej książce dokonywanie wyczerpującego przeglądu koncepcji cywilizacji. Nie chodzi nam też o poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, czym jest istota cywilizacji.  Takie poszukiwania, jak wskazuje np. Bagby[1], nie mają w istocie sensu i lepiej po prostu z góry określić, w jakim znaczeniu będziemy używać w badaniach i rozważaniach pojęcia kultura i cywilizacja.  Trudno się z nim nie zgodzić: takie poszukiwania „ kodu DNA wszystkich cywilizacji” mogą być tylko chwytem retorycznym[2]  raczej niż próbą rzetelnego opisu zjawisk historycznych.  Nieuchronnie będziemy w tym zakresie miotać się między semantyką pojęcia cywilizacji, kazuistyką historyczną i rozważaniami filozoficznymi, religioznawczymi, kulturoznawczymi i in.  Ofiarą takiego wejścia między drzewa i utraty widoku lasu wydaje się Toynbee, który, zdaniem Bagbiego, w pewnym momencie traci zdolność zdefiniowania tego, co jest differentia specifica poszczególnych cywilizacji, o czym świadczą niekonsekwencje w jego klasyfikacji cywilizacji.  Z tego też względu, jeżeli chcemy stworzyć konspekt użyteczny do współczesnych badań, najlepiej z góry określić, że pojęcia cywilizacja używamy tutaj w pewnym określonym sensie, od razu wyrzekając się praw do uniwersalizmu.  Nie tyle bowiem znaczenie ma nasza ambicja semantyczna, ile zasięg zjawisk, jakie przy pomocy tak rozumianego pojęcia będziemy potrafili wyjaśnić .  A tym, co nas tu interesuje, jest odpowiedź na pytanie, co przesądza o tym, że daną społeczność, formację społeczną, kulturę, grupę, naród określamy jako bardziej cywilizowany.  Cywilizowany, a więc, jak założyliśmy, zdolny do tworzenia praw obywatelskich.  Koncentrujemy się tutaj za Eliasem na szczególnym aspekcie cywilizacji, jaki jest proces cywilizowania.    Cywilizacja w jego rozumieniu bowiem w ogóle rozumiana jest zdecydowanie węziej, jako proces cywilizacji, cywilizowania, ilekroć używa on tego pojęcia w kontekście diachronicznym, lub jako stan ucywilizowania, ucywilizowanie, głębokość, przenikliwość ucywilizowania w kontekście synchronicznym.  Dlatego też używanie pojęcia cywilizacje w liczbie mnogiej zdarza się u niego stosunkowo rzadko, ze względu na przekonanie, iż w gruncie rzeczy mamy wszędzie do czynienia z tym samym zjawiskiem jeżeli chodzi o odpowiadające mu procesy psycho-socjologiczne, choć przybierającym różne odmiany ze względu na niezależne zmienne środowiskowe, kulturowe, estetyczne, genetyczne, itd.
Przyjęliśmy już, że istnieje związek między społeczeństwem obywatelskim (rozumianym jako ideą-projektem aksjologiczno-społeczno-politycznym) a ucywilizowaniem.  W języku angielskim i francuskim istnieje silne pokrewieństwo znaczeniowe między pojęciami cywilizacja i społeczeństwo obywatelskie.  Pojęciom Civil society i sociale civile niewiele brakuje do civilized society.
Łatwo pokazać, i to jest m. in.  główny cel dzieła Rozważania o Niemcach, jak i „Społeczeństwa dworu”, że ów domniemany cel procesu cywilizowania najczęściej nie zostaje osiągnięty.  Co więcej, dochodzi do procesów „naturalizacji” (Bucholc 2013, Quilley 2004) – czyli budowy społecznych mechanizmów narzucających określone praktyki czy wzory zachowania jako wzniosłe, lepsze, znamionujące bardziej ludzkiego człowieka, bardziej „cywilizowanego”.  Społecznie cenioną umiejętnością staje się nie tyle umiejętność godzenia własnego „id” z umiejętnościami społecznym, ogładzonym zachowaniem, ile zdolność takiego jego spacyfikowania, aby pozwalała w sposób zdystansowany posługiwać się jak instrumentami dostarczanymi przez obowiązujące w społeczeństwie standardy, dla własnych, osobistych celów.  „id” nie tyle zostaje pogodzone z wymogami, standardami określonego miejsca i czasu, ile zostaje skutecznie skierowane w inną stronę, „uśpione” lub przesunięte poza sferę oceny lub oglądu podlegającego społecznej krytyce (Elias 2011).  Sfera „id” zostaje też częściowo zepchnięta do podświadomości.  Tu Elias wprowadza psychoanalizę Freuda (Marody 2008, Quilley & Loyal 2004, s. 3-4).  Jest ona interesująca tu ze względu na fakt, iż, jak zauważa Elias, podświadomość w tym sensie, jakim ją badał Freud, jest tworem historycznym, jest tworem stosunkowo świeżej daty.  W okresie średniowiecza, czy szerzej – epoce niskiej samokontroli jednostek, treści ukryte czy wyparte nie miały możliwości się nagromadzić, gdyż szybko (wcześniej) znajdowały swoje behawioralne ujście.  Podświadomość była bardzo cienka i zawierała w sobie znacznie mniejszą, przeważnie jednobarwną zawartość (zawiedziona miłość, sublimacja, pragnienie zemsty, piętno przebytej kary itd.).  Konieczność wypierania afektów, złości, itd. spowodowała jej rozwój.  W tym sensie doświadczenie nazizmu jest dla Eliasa jednym z ważniejszych i specyficznych wydarzeń historycznych, gdyż pokazuje, jak nagromadzona zarówno w zewnętrznej strukturze społecznej sieć napięć, jak i odpowiadający jej bogaty bagaż treści wypartych, obecnych w podświadomości typowego Niemca, doprowadził do skoku decywilizacyjego.  Pojęcie skoku decywilizacyjnego jest bardzo ciekawe i w gruncie rzeczy słabo rozwijane przez Eliasa (por. Elias 1996).  Znamienne jest to, iż stosunkowo nagle obniża się poziom dopuszczalnej społeczne przemocy.  Przemoc przestaje być zwalczana (jako rywalka dla zmonopolizowanej przemocy państwowej)  i skierowana w stronę określonych grup, uzyskuje publiczną legitymację.  Zawieszone zostają „cywilizowane” standardy gry o władzę, w imię ideologii, która staje się treścią formuły państwa, ważniejszą niż jakiekolwiek reguły proceduralne.  Nagromadzone napięcia nie mogą już być spacyfikowane i zostają ukierunkowane w stronę „wroga” rasowego, a potem wroga na polu bitwy.
Bardzo interesujące byłoby porównanie skoku de cywilizacyjnego jakim był nazizm, do komunizmu.  Geneza, jaką Elias wyprowadza dla nazizmu, daje się wyprowadzić po pierwsze dla komunizmu, z tym, że w Rosji trudno mówić o „cywilizacyjnym przeregulowaniu”, a raczej o nieskoordynowanej modernizacji.  Po drugie – dla szeregu narodowych dyktatur autorytarnych, na tyle powszechnych w Europie i Ameryce łacińskiej, że z pewnością można mówić tu o powszechniku historycznym (Borejsza, Szkoły nienawiści).
Rozważanie, co w zasadzie ma się na myśli, mówiąc czy pisząc, że określony człowiek, grupa, czy społeczność lokalna jest cywilizowania, to w zasadzie szukanie uzusu językowego i związanych z nim konotacji czy asocjacji.  W tym zakresie poruszamy się niejako na dwóch płaszczyznach.  Po pierwsze szukamy naukowej definicji ucywilizowania.  Po drugie – badamy funkcjonowanie społecznego konstruktu „ucywilizowania”.  To drugie może mieścić się w zakresie socjologii wiedzy, analizy dyskursu, interakcjonizmu symbolicznego i in.  To pierwsze zaś wymaga odwołania się do naukowych koncepcji cywilizowania i cywilizacji. 
W książce nie chcę się zajmować teorią cywilizacji w ogólności, ani tym bardziej wikłać w spory, ile jest cywilizacji – jedna czy wiele, jak je klasyfikować, jakie kryteria uznać za najważniejsze.  Zajmuję się raczej cywilizowaniem jako procesem społecznym, i co się nieuchronnie z tym wiąże, procesem ewolucji psychiki.  W tym zakresie podzielam opinię Eliasa, że sens procesu cywilizowania można sprowadzić do […. I tu jakieś odpowiednie sformułowanie, na razie roboczo i skrótowo: przekształcanie tego, co w społeczeństwie i psychice afektywne i spontaniczne, w formy pozwalające na lepsze panowanie nad przyrodą, a także lepszą, długofalową koordynację działań jednostek kształtujących otaczający je ład społeczny, wprowadzanie form zracjonalizowanych w miejsce spontanicznych] .  Ta definicja cywilizowania czyni zeń wg Eliasa powszechnik socjologiczny.  Natomiast czynniki historyczne, geograficzne, klimatyczne, gospodarcze, biologiczne, techniczne czy polityczne, kształtujące trajektorię tego procesu są bardzo zróżnicowane, nie tylko gdy będziemy rozważać poszczególne cywilizacje, dzielone wg tradycyjnego schematu (za Toynbeem, Bagbem, Nailem Fergusonem), ale także, jak robi to Elias, porównując poszczególne narody europejskie, czy, w przypadku innych regionów świata, mniejsze całości społeczno-geograficzne.  Spór o to, ile cywilizacji mieści Ziemia i jakie są czynniki podziału jest sporem nierozstrzygalnym i w gruncie rzeczy jałowym i bezużytecznym.  Większe znaczenie ma fakt, w jaki sposób oddziaływają na siebie elementy zewnętrznej struktury społecznej oraz elementy psychiki indywiduum, i popychają proces cywilizowania do przodu. 
Elias w gruncie rzeczy nie udziela ostatecznej odpowiedzi na pytanie, czy cywilizacja zachodnia jest jedyną w swoim rodzaju, czy jest po prostu prekursorska (są miejsca, gdzie twierdzi i tak, i na odwrót) , pokazująca, jaką trajektorią cywilizacyjną (przy zachowaniu całego spektrum lokalnego kolorytu) podążą w zasadzie pozostałe cywilizacje.  Specyficzna jest dla Zachodu nauka jako metoda, którą możliwa była dzięki zdystansowaniu od zjawisk przyrodniczych i wpływów politycznych, gospodarczych, religijnych itd. czyli nauka jako odrębny, rzec by można, system.  Czy też odrębna konfiguracja, w której najwyższą wartością jest prawda, rozumiana jako zestaw faktów zgodnych z empiryczną obserwacją oraz rozumowym wnioskowaniem. Inne czynniki to racjonalizacja, dalekowzroczności i indywidualizacja (Elias 2011).
W pracy zajmuję się partycypacją obywatelską czy w ogóle społeczną funkcjonowaniem idei obywatelskości.  Nie interesują mnie bezpośrednio idee społeczeństwa obywatelskiego, ile raczej wyrażane w nich postulaty związane z ucywilizowaniem czy opisy obywatelskości jako ucywilizowania.  Spór o to, czy idea obywatelskości była pierwotna wobec jego społecznej praktyki jest sporem podobnym do sporu o to, czy pierwsze było jajko, czy kura.  Istotę tego sporu najlepiej ilustruje twórczość A. de Tocqueville’a, który opisuje, jak w Ameryce obywatelskość przyjęła się jako naturalna, oczywista i dostępna każdemu w potocznym doświadczeniu praktyka, niezależnie od tego, że ideę SO wyprowadził wcześniej Locke, którego przecież nie wszyscy czytali.  Z drugiej strony Francja, w której zdecydowanie wcześniej pojawia się idea obywatelstwa, która staje się motorem rewolucji i upadku absolutystycznej monarchii.  Tu obywatelskość jest początkowo powszechnie rozumianą,  ale jednak z oporami i wstrząsami przyjmującą się w XIX w. w praktyce ideą społeczną i polityczną. 
Nie jest zapewne dziełem przypadku, że pierwsze wspólnoty obywatelskie pojawiają się miastach późnego średniowiecza, a szczególnie w miastach protestanckich, które zrzuciły władzę takich czy innych władców feudalnych (zazwyczaj katolickich).  To, na ile idea powszechnego, równego obywatelstwa zrodziła się w podobny sposób, jak zrodzi się protestancki etos kapitalistyczny, pozostaje sprawą sporną. Współcześnie pokazuje się nie tylko rozwinięty kapitalizm wczesnorenesansowych miast włoskich, takich jak Florencja, ale w ogóle żywą jeszcze wcześniej, łatwo przenikającą granice religijne i cywilizacyjne kulturę kupiecką, bliską idei self-made-mana, czy znającą postulaty B. Franklina i propagującą je w obrębie własnych przedstawicieli i wychowanków.  Słowem – weberowska idea kluczowej roli niektórych, sekciarskich odłamów protestanckich jako dających podwaliny pod kulturę nowoczesnego (ale chyba już nie współczesnego – patrz L. Thurow czy J. Rifkin)  kapitalizmu została poddana dość trudnej próbie konfrontacji z faktami historycznymi (Maria Ossowska).  Bardziej uniwersalnym czynnikiem wydaje się wszystko to, co składa się na nowożytną kulturę mieszczańską Europy.  Specyficzne czynniki, które kształtowały mieszczaństwo legły u podstaw wspólnot obywatelskich w poszczególnych miastach, jak i przygotowały podłoże do przyjęcia oświeceniowych idei powszechnego i równego obywatelstwa. 
dla Eliasa fundamentem naukowej socjologii jest korekcja przednaukowego myślenia o człowieku jako homo clausus – człowieku odrębnym, „zamkniętym”, na naukowe myślenie o ludziach jako homines aperti , czyli ludziach jako „ludziach otwartych”, partycypujących w figuracjach.  To podejście prowadzić musi do odrzucenia indywdulaistycznej metodologii w naukach społecznych jako nienaukowych (Quilley & Loyal 2004, s. 5-6). Koncept figuracji nadaje się zarówno do opisu współzależności między małymi grupami jednostek, jak większych grup, takich jak miasto, rasa, kasta, klasa, państwo narodowe i ostatecznie także ludzkości jako całości (Quilley & Loyal 2004, s. 6, Bucholc 2015)
Twierdzę, że społeczeństwo obywatelskie jest specyficzną figuracją, której wyraźny już pierwowzór widzimy w Anglii i Szkocji pierwszej połowy XVIII w. Jest figuracją, podobnie jak jest nią społeczeństwo dworu . W zasadzie Elias sam wskazywał, ż poziom wewnętrznej regulacji popędów w społeczeństwie dworskim nie dorównywał temu, jaki był udziałem mieszczańskiej warstwy średniej.  Ta druga wyróżniała się, tym, że tu pacyfikacja była permanentna, całodobowa i nie miała sfer wyłączonych (lub były one ściśle kontrolowane i znacznie mniejsze).  Dworzanin mógł sobie pozwolić na wiele poza sferą dworu i nawet przypadkowa wiedza innych dworzan na temat jego poczynań nie musiała stać się dla niego powodem do wstydu, jeżeli poczynania te miały miejsce poza teatrum dworu lub gdy inny dworzanin wciąż zachowywał możliwość „uprzejmego przeoczenia” żenującej sytuacji.  W środowisku mieszczańskim nie tylko tak rozumiana sfera swobody w zasadzie nie istniała, to także przypadkowa wiedza na temat niestosownych zachowań miała wyjątkową tendencję rozprzestrzeniania się w społeczności.  Pojawia się wprawdzie rozróżnienie na sferę prywatną i publiczną.  Pierwsza jest sferą poluzowanej kontroli (którą mieszczanin wysoko sobie ceni), ale nie braku kontroli – w stosunku do bliskich i służby w dobrych domach również obowiązywał pewien kanon, nie uchodziły zachowania, które uchodziły dworzaninowi w stosunku do niższych stanem, a stan spraw obyczajowych mieszczanina w sferze prywatnej, pozostawał, jak już powiedzieliśmy, wciąż w sferze publicznego zainteresowania, zwłaszcza, gdy ten pełnił jakąś funkcję, w przeciwieństwie do dworu. 
Twierdzę mianowicie, że nowożytne europejskie środowisko mieszczańskie jest właściwym miejscem narodzin obywatelskości jako praktyki społecznej.  Wprawdzie idea obywatelstwa i społ. obywatelskiego rodziła się na gruncie filozoficznym, to jednak swoją społeczną egzystencję zapoczątkowała w określonych miejscach i czasie.  Można powiedzieć, że, podobnie jak społeczeństwo dworu, które swój wysoce rozwinięty kształt przybrało w opisanym przez Eliasa dworze Ludwika XIV i jego następców, ale podobną figuracja, konfiguracja powtarzała się na wielu innych dworach europejskich władców absolutnych.  Można także wskazać na podobieństwa z dworem cesarze Etiopii, cesarza Chin czy sułtana tureckiego.  Twierdzę, że w podobny sposób można i należy ujmować społeczeństwo obywatelskie.  Wydaje się, że swój najpełniejszy kształt przyjęło ono pod postacią XIX-wiecznego, europejskiego państwa prawa, które opisał Juergen Habermas (2007).  Społeczeństwo dworu, czy też społeczeństwa, czy społeczności dworskie przeszły już dawno do historii, choć zapewne elementy tej figuracji można jeszcze wskazać w archaicznych monarchiach absolutnych (półwysep Arabski), a także tam, gdzie silne zakorzenione są nierówności i funkcjonują nieformalne, postfeudalne struktury władzy (np. Azerbejdżan, Uzbekistan) .  Ważne jest natomiast to, że, podobnie jak społeczeństwo dworu, podobnie także społeczeństwo obywatelskie w swoim „klasycznym” kształcie, czy też właściwej figuracji, ulega stopniowej dezaktualizacji.  Tym samym sama idea, choć silnie obecna jeszcze w porządku normatywnym, coraz bardziej rozchodzi się ze społeczną praktyka, i nie tylko  (a nawet nie tyle) w obszarach peryferyjnych, ale także w ścisłym centrum demokracji.  Co interesujące, można wskazać liczne przykłady krajów czy społeczeństw peryferyjnych, w których idea społeczeństwa obywatelskiego jest bardzo mocna, silna, z ogromnym zaangażowaniem wyznawana przez dysydentów – innowatorów walczących z przeżytkami feudalizmu czy totalitaryzmu: Ukraina, Białoruś, opozycja demokratyczna w Chinach, Rosji, itp. Itd.  
Próby utrzymania czy re-demokratyzacji demokracji wyrażają się poprzez praktyki governance, governantivity (Mayntz, Lewenstein?), dem. deliberatywna, są próbami odtwarzania odchodzącego ideału obywatelskiego.  W swoich postulatach często wskazują one na postępującą świadomość obywatelską i młodych demokracjach, takich jak Polska.  W starych demokracjach jednak są to rozpaczliwe próby zachowania czy odtwarzania kruszącego się ideału społeczeństwa obywatelskiego.  Są coraz bardziej przestrzenią polityki społecznej raczej niż rządzenia jako takiego, jako zasadniczej gry interesów. 
Niemniej jednak w młodych demokracjach idea obywatelskości pozostaje wciąż ideą wpisującą się program modernizacyjny.  Tym samym obywatelskość jest rozumiana jako ucywilizowanie jest ciągle nadzieją przyszłości. 






[1] Bagby ….
[2]  Jak się zdanie, podejmowanym np. przez Paula Johnsona (Hist. Arabów, Hist. Żydów), Braudel’a  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz