19 maja 2012

Jazda po Wrzeszczu

Refleksje po debacie zorganizowanej 18.05.2012 przez gdańską świetlicę Krytyki Politycznej we wrzeszczańskiej Bibliotece Manhattan


Tematem spotkania były projekty budowy tzw. Drogi Czerwonej, mającej - w zamierzeniu zafascynowanych modernizmem planistów miejskich z lat 50-60-tych XX wieku - stanowić alternatywną wobec ciągu al. Grunwaldzkiej trasę przecinającą Trójmiasto.
powodu istniejących planów od kilkudziesięciu lat pas miejski przeznaczony pod rzekomą  budowę drogi pozostawiony jest w zawieszeniu jako tzw. rezerwa (przestrzeń niedoinwestowana, zaniedbana, której mieszkańców pozbawia się możliwości planowania przyszłości, uniemożliwia wykup mieszkań komunalnych i w imię "ewentualnych planów" skazuje na stan zawieszenia). Debacie towarzyszyły wystąpienia dotyczące nowoczesnej urbanistyki, sposobów planowania miast europejskich i amerykańskich, a także konsekwencji takich, a nie innych wyborów planistycznych. W praktyce więc rzecz nie dotyczyła drogi, którą - jeśli w ogóle - ma powstać nawczesniej w latach 30-te XXI wieku. Spotkanie stało się raczej przyczynkiem do szerszej dyskusji pod hasłem - "jakie miasto" oraz "czyje miasto"? Duże, "rozłożyste" miasto pełne tras szybkiego ruchu, estakad, parkingów i samochodów, czy też miasto zwarte, żyjące, sprzyjające różnym mieszkańcom (w tym dzieciom i osobom starszym) oraz różnym rodzajom mobilności (w tym pieszej)? Wiedza naukowa (reprezentowana przez obecnych na spotkaniu Tomasz Larczyńskiego, dr Tomasza Rozwadowskiego i dr Piotra Kuropatwińskiego), doświadczenia miast europejskich i amerykańskich (gdzie niejednokrotnie żałuje się niegdysiejszego inwestowania w zabijające tkankę miejską szerokie przelotówki i próbuje zamieniać je w przestrzenie  o innych funkcjach) oraz przekonania obecnych na spotkaniu mieszkańców ułożyły się w jednoznaczny wzór - opozycji wobec urzędniczych planów i wyobrażeń dotyczących tego, czym powinno być miasto Gdańsk. Z mojej perspektywy, nie do końca bezstronnej, wydarzenie okazało się być z jednej strony budujące - jako okazja do refleksji na temat lokalnej obywatelskości. Pozytywne zaskoczenie stanowiła bowiem konfrontacja (używam tego słowa celowo) mieszkańców z urzędnikami w tym sensie, że ci pierwsi zaprezentowali się nie jako roszczeniowi "krzykacze" (przyznam, że do pewnego stopnia tego się spodziewałam... - błąd), a świadomi, pytający, krytykujący, umiejący się wypowiadać i działający obywatele. Z drugiej strony, otwarcie mówię o tym, że smutkiem napawa mnie płynąca ze strony władz miejskich pewność swego, przy jednoczesnym anachronizmie takiej, a nie innej wizji miasta (o ile można tu użyć słowa wizja). Być może w tej debacie zabrakło, prócz wypowiedzi historyka, urbanisty, architekta, specjalisty od transportu - głosu socjologa. Zapraszam do dyskusji na temat tego, jaki ten głos powinien być i czego dotyczyć. 
Agata

1 komentarz:

  1. Co do doświadczeń amerykańskich, to rzeczywiście żałuje się. Gdyby ktoś z Was był zainteresowany, to dysponuję książką: Jane Jacob, The Death And Life of Great American Cities (I wydanie 1961)

    A co do pewności władz miejskich, to zawsze się przy takich okazjach zastanawiam, co należy zrobić, by wymusić, wywołać otwartość drugiej strony, było nie było, debaty.

    Maciek Wojciechowski

    OdpowiedzUsuń